Cześć,
Chciałbym poruszyć temat tabu, który jednocześnie jest tematem rzeką.
Ten wpis traktujcie jako luźne rozważania, a nie jako jedyną prawdę objawioną.
To mój punkt widzenia, luźne przemyślenia na ten temat.
Czy recenzent jest niezależny od wydawców?
Zacznijmy najpierw od tego, czym jest recenzja:
Recenzja to omówienie i ocena dzieła literackiego, spektaklu
teatralnego, koncertu itp., zwykle publikowana w prasie – podaje słownik języka polskiego.
Recenzja jest z reguły subiektywna. To, co podoba się mnie, nie musi podobać
się Tobie.
Nie będę wymieniać kanałów na YouTube czy samych YouTuberów. Nie o to chodzi w tym tekście. Każdemu prowadzącemu „planszówkowy” kanał czy stronę życzę jak najwięcej widzów, subskrypcji, odsłon. Życzę również satysfakcji z prowadzonej działalności połączonej z pasją. Jeżeli któryś z Was czyta te wypociny, to mile widziany głos w dyskusji z Waszego punktu widzenia. Sam pod wpływem recenzji kupiłem kilka tytułów i większości z nich nie żałuję.
Czy recenzja jest niezależna?
Wielu recenzentów informuje o lokowaniu produktu lub o dostarczeniu gry
bezzwrotnie i bezpłatnie w celu recenzji. Jest to jak najbardziej w porządku.
Mając taką informację na początku tekstu lub materiału wideo, wiem, że recenzent
jest ze mną szczery.
Na szczerości buduje się zaufanie, a mając zaufanie na linii recenzent –
użytkownik, o wiele łatwiej zbudować relację użytkownik – produkt recenzowany.
Jasne, zapala się lampka o teorii wzajemności.
Wiecie, jeżeli dostaniecie prezent, to mało kto powie, że mu się nie podoba.
Podziękujemy darczyńcy, ale niechciany sweter trafi do szafy. Z recenzją jest
inaczej. Wydawca zapozna się z oceną podarowanej gry, zestawi ją z wynikami
sprzedaży. Recenzent wie jednak przed recenzją, że produkt otrzyma. Niezdrowa
sytuacja byłaby wtedy, gdyby otrzymał grę pod warunkiem pozytywnej recenzji.
Czy posłuchasz się kogoś,
kto mówi, abyś spróbował nieznanych Tobie potraw?
Możliwe, że tak, ale jeżeli wyniki dwóch prób będą niekorzystne, to raczej trzeci
raz nie spróbujesz flaków czy pieczonych świerszczy. Podobnie jest z
recenzentami. Jeżeli klienci wyczują ściemę, nie dadzą się nabrać po raz
kolejny, a końcowy wynik może być zgoła odwrotny od zamierzonego.
Czy to się opłaca?
Wertując regulamin YouTube i zbierając informacje o wypłatach, które gigant
wypłaca za liczbę odsłon, śmiem twierdzić, że się to nie opłaca. Wypłata do 5
dolarów za każde 1000 odsłon materiałów, które są tematem niszowym, nie
tłumaczy ponoszonych nakładów pracy. Kamera, wyprodukowanie materiału,
mikrofon, oświetlenie, scenografia czy poświęcony czas nie są tego warte.
Jasne, są jeszcze przychody z linków afiliacyjnych, sklepów partnerskich,
reklamy. Pamiętajcie, że rozmawiamy o niszy, a nie o patostreamach.
Nie mam problemu z tym, że recenzent otrzyma grę w prezencie. Jak dla mnie mogą
i powinni (o ile nie otrzymują) dostawać dodatkowo wynagrodzenie od wydawców za
prezentowanie materiałów.
Sam subskrybuję kilku twórców. Są recenzenci, którzy
wywierają na mnie większy wpływ.
Znów posłużę się porównaniem do jedzenia. Nie lubię kuchni chińskiej i dla mnie
kolega, który proponuje mi kolejne chińskie dania, będzie niewiarygodny, bo mi
przecież nie smakuje. Lubię za to kuchnię włoską. Kolega, który był we
Włoszech, zna chyba każdą knajpę z jedzeniem śródziemnomorskim na mieście,
będzie dla mnie lepszym źródłem informacji. Podobnie jest z planszówkami. Jeden
lubi ciężkie euro, drugi bitewniaki, a kolejny turlanki.
Sam zaczynam swoją przygodę z publikowaniem, recenzowałem niedawno dwie
karcianki. Mógłbym je ocenić nawet bardzo wysoko, ale skoro nie są to gry w
Waszym typie, to i tak ich nie kupicie. Otrzymujecie więc ode mnie przekaz w
przekazie – lubię karcianki bardziej niż Wy.
Według mnie recenzent, który przygotowuje materiał rzetelnie, zaznacza plusy
oraz minusy gry, nie da się kupić pudełkiem z grą. Doświadczona osoba
rozgraniczy współpracę z wydawcą od rzetelnej oceny produktu. Wyłapane negatywy
mogą sprawić, że kolejna edycja danego tytułu będzie poprawiona. Nie bijmy też
w dzwon, że recenzje są przyjazne. One powinny dotrzeć do szerokiego grona
odbiorców, zarówno dla fanów chińszczyzny jak i makaronów. Wyobraźcie sobie
taką sytuację: przekraczacie prędkość w terenie zabudowanym, a policjantom
podczas kontroli proponujecie dwadzieścia złotych na dobry obiad. Nie ten
poziom, aby narażać swoją reputację, gdzie przyjęta korzyść wpłynie na inne
źródła dochodu. Według mnie podobnie wypada próba przekupstwa grą planszową.
Warto obejrzeć/przeczytać kilka recenzji przed kupnem, aby wyrobić sobie zdanie. Jedną grę kupiłem pod wpływem recenzenta, który wymienił minusy gry. Dla mnie były to plusy. Jak finalnie się skończy? Poczekam na przesyłkę i zrecenzuję.
Zapraszam do dyskusji.
Wysyłałam moje książki (gry, bo to paragrafówki i rpg) do. różnych ludzi i za każdym razem recenzenci informowali, żeowali od razu, że